niedziela, 10 lutego 2013

Kopana w kostkę przez przeszłość w "Popołudnie z Margueritte"

 
           Dziś emocjonalny wpis, ale stwierdziałam, że chce zostawić po moich myślach ślad. Właśnie przed chwilą obejrzałam niezwykły film z Geradem Depardiue pt" Popołudnia z Margueritte". Jeśli go nie widzieliście, a nie boicie się filmów o najpiękniejszych kolorach życia, to polecam.
            A dlaczego takie wywołał emocje u mnie? Pewnie, że gra aktorska była mistrzowska, piękna muzyka, atmosfera panująca w filmie. Ale to nie to. Bynajmniej nie najmocniej, choć właśnie te wszystkie elementy obudziły wspomnienia. Bolesne, zagmatwane, gdzieś z samej głębi trzewi.
            Gerard gra w filmie prostego, otyłego człowieka, gdzieś w moim wieku. Tak mocno przypominającego mojego śp. Tatę. I to pod każdym względem. Mój Tato skończył tylko podstawówkę. Jego rodzina była uboga, więc ciężko pracował od 16 roku życia. Nie umiał za szybko czytać. Widziałam Go może z 5 razy w życiu z książką. I zawsze w takich momentach był wyśmiewany przez moją ... mamę... (nie chcę używać słowa matka... bo to takie suche słowo).    
            Dorastałam w domu dwóch antygonizmów. Niespełniona mama, której moje narodziny pogmatwały plany na życie. Tato, który w swej prostocie był genialny. Był jak Gerard otyły. Jeju nawet miał taką kraciastą koszulę i spodnie .... zawsze jeansowe. Nie lubił garniturów. Ścigany przez przez mamę, że nie ma pokazywać tatuaży na rękach. A miał je niezwykle duże. Ot głupota w wojsku młodego chłopaka. Miał serce przeszyte tatuażem i .... szkoda, że nie pamiętam co było na drugiej. Jakaś twarz... ale nie mamy. Gdy oglądałam ten film i patrzyłam jak główny bohater jest traktowany przez swoją matkę, jak go tępi jak psa, jak go umniejsza, jak go obraża. To samo czułam ja. To samo przeżywałam. A jednak ja nie umiem kochać jak on - bezwarunkowo - mamy. Nie umiem już patrzeć na nią takimi oczami jak Gerard patrzył na filmową matkę. To mnie tak mocno uderzyło. To prawie jak podwójna historia o mnie. I na końcu ja - dziecko uciekające w wielką bibliotekę w domu, w książki pachnące przeszłością, w książki wybierane przez nią. Po cichu czytany ukradkiem Tolkien. Bo to była dziedzina zakazana, zbyteczna. Dziesiątki biografii, książek podróżniczych, reporterskich, czasami przerastających mój młody wiek. Gdy Gerard przeżywa w filmie "Dżumę" to jest tam mała Jola, która czyta "Potępienie Paginiego" ... czytająca Rodziewiczównę, Pauksztę. To wszystko się ze mnie wysypało. Tęsknota, złość na przeszłość, pogodzenie i jego brak. Nie napiszę dziś nic więcej, bo czy ważne, co było za dnia. Gdy właśnie przeszłość rozsiadła się koło mnie i kopie mnie bezlitośnie w kostkę i mówi: " Jolanta Katarzyna za wolno idziesz po chodach", a w oddali głos taty: "Kobieto toż to tylko dziecko". Moje dzieciństwo skończyło się w wieku 8 lat. W filmie on pozostał dzieckiem do końca. Nasze życia jakże różne, jakże bliskie.

(Ps. Zdjęcie dziś takie jak uczył mnie tata, uczące dotrzegania tego, co innym umyka... poszukaj, a znajdziesz tam uśmiechniętego warana. No i wybaczie mi chaos, ale jak tu w słowa ubrać milion emocji. Może kiedyś opiszę to lepiej. )

6 komentarzy:

  1. musze koniecznie zobaczyc ten film,dobranoc Jolu do jutra:)

    OdpowiedzUsuń
  2. :( smutne ,ale jakże piękne

    OdpowiedzUsuń
  3. Jolu ,moje dzieciństwo to matka despotka ,nazywamy ją dyrektorką,bo musi mieć wszystko podporządkowane jej, nie znosi sprzeciwu,mamy swoje związki małżeńskie olać ,bo mamusia jest najważniejsza,jej pokarm to mamusiu ,ale ten mój mąż to dzisiaj był wredny,to go zostaw a nie mówiłam dziecko że to nie dla Ciebie ,żadnej rady współczucia,zostaw go 1 słowo, ale nie przygarnie Cię pod swój dach choć ma 3 pokoje, ja jeden,bo jutro Ci powie każdy jest kowalem swego losu moje dziecko ,Moje mama i moja córka to 2 despotki najważniejsze w życiu,tak zawładnęły naszym życiem że nie potrafię się wyzwolić,córka jak ukończyła 41 lat i powiedziała przy swoim konkubencie że rodziców trzeba sobie wychować ,zaniemówiłam
    wszystko dla niej ,ponieważ miałam taką matkę ,chciałam córkę wychować w miłości,to było nasze ukochane dziecko zrodzone z wielkiej miłości,a mąż tak chciał córcię,ale nasza ukochana córcia w mniemaniu to wszyscy są gówno warci nauczona życiem,walczę o swoje małżeństwo,o córkę,która dla babci jest wredna ,bo obie mają taki sam wredny charakter egoistki ,wszystko dla nich ,nic dla innych ,a jak się nie lubią, nie chcą być do siebie porównywalne,bo każda myśli jaka jest fajna,ta druga to wredna,zbuntowałam się córkę odstawiłam w wieku 41 lat od cyca,a mamusi powiedziałam ,bo została sama z 7 rodzeństwa,Pan Bóg zostawił Cię na poprawę,ale że się nie poprawiasz to jesteś z nami.Jak dzwonię do niej to ciągle się tak obucza ,potrafi walnąć słuchawką,mama ma 84 lata,boże ile mi dała popalić w życiu,przynoszę pierogi ,faworki ,to co sama już nie zrobi i co słyszę w podzięce za słone, niedobre,wyrzuciłam ptaszkom,wszystkim to smakuje ,ale moja mama lubi dołować,powiesz Jolu trzeba kochać matkę,ja jej nie kocham ,ona mnie nienawidzi,daje mi to odczuć,czy będę płakać jak umrze,będę ,bo płaczę po znajomych,póżniej przyjdzie moment Boże żyję dla siebie ,jednego się boję ,że ona mnie przeżyje i już słyszę te słowa ,ach ta moja córka tak o siebie nie umiała zadbać że umarła ,bo ciągle Marunio jej mąż,póżniej , córcia i wnuczek ,a ona na końcu i widzicie czy to warto,a jak by się cieszyła,że nie ona tylko ja ,I tu los składam w ręce Boga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie widzę tu chaosu,tylko piękną opowieść o życiu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Teraz jestem bliżej Ciebie niż mogłabym tylko sobie wymarzyć...

    OdpowiedzUsuń