poniedziałek, 18 marca 2013

Relacja


Nie pisałam jak widzę 4 dni. To przez to tempo pracy. Za duże sobie narzuciłam tempo. Aż trzeba było okłady na nadgarstki robić. Wyłazi czasami ze mnie pracoholik. Ale to przez to, że czasu nie czuję. Jak się rozpędzę, to tak wchodzę w to co tworzę, że świata nie widzę. Najgorzej jak spać pójdzie cały dom. Wtedy nic mnie z tego nie wybija... chyba, że chłód stóp. Ale faktycznie dobrze mi się ostatnio szyje. Z tą taką wielką duchową radością. Wiosna przyjść nie chce, więc trzeba jakoś sobie radzić. Ale wiem już, że choć w duchu czuję się, że jestem mega mocna, to jednak siły są bardzo określone. Brak mi cierpliwości chyba. Tak bardzo bym chciała, żeby leczenie dawało efekt 100% powrotu do zdrowia. A tu wygląda na to, że będzie dobrze i z owym dobrze trzeba mi się pogodzić. Schudłam 2,5 kg. Widać po sadełku i buzi, że waga leci. Myślę, że do wakacji choć wagę opanuję. Mąż zleciał 10kg. Szok normalnie. A tak się śmiał, jak mówiła, że jak ktoś słodzi 3 łyżeczki to tyje. Teraz sam pilnuje co je, prawie nie słodzi. No mówię Wam, aż samą mnie podwójnie motywuje do działania. Toż nie mogę być gorsza, prawda? Poza tym czekam już na święta. Jakoś tak wyjątkowo. A jutro Tomek ma wymienianą rurkę w brzuchu na nową. I tak długo wytrzymała. Ważne, że był tez u optometrystki i z oczami lepiej pod tym względem, że stan zapalny się goi. Wada idzie dalej w kierunku stożka rogówki, ale pomału na szczęście. Zatem trzeba się cieszyć. Ślę Wam moc uścisków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz