czwartek, 21 marca 2013

Dystans

 
Dziś ciut nostalgii. Wczoraj jakoś sił zabrakło. Teraz też ich mało, ale żeby zapamiętać... bo dużo umyka mi. Wczoraj spotkało mnie coś niesamowitego. Dostałam wiadomość od mojego byłego szefa ... z ostatniej pracy, gdy byłam motorniczą. List ciepły, krótki, wspierający i tak miły dla mnie, że się pobeczałam jak dzieciak. Bo sami powiedźcie. Mijają już 3 lata jak nie pracuję, a tu taka niespodzianka. Jakby dostała prezent od losu. Cudne uczucie. Dziś za to sporo emocji wokół konkursu. Niepotrzebnych emocji. Zdałam sobie sprawę, że wiele osób ma dość "niteczki" :D za dużo mnie ... ale przecież nie mam wpływu na to, że jak coś piszę to wywołuję emocje, że ludzie z marszu działają. Samą mnie to codziennie zadziwia. Skąd to emocjonalne powiązanie. Internet niesie ze sobą tyle różnych wzlotów i upadków. Marzyła mi się maszyna do szycia do wygrania. A teraz po tym co dziś widziałam to już mi przestało zależeć. Nie możemy być zależni od chciejstwa. Lepiej zakasać rękawy i zapracować na maszynę. Zdałam sobie sprawę, że uciekam od emocji - tych nadmiernie ciepłych i zimnych. Izoluję się. Zmieniłam się. Jestem świadoma tego, że jestem coraz słabsza - pewnie wina wypalenia. Muszę odgradzać się od tego, czego nie chcę nieść. Ciągle się czegoś o sobie uczę. Choroba dała mi większy dystans do świata, ale nade wszystko do siebie. Jak stąd do Marsa ... Zapamiętać... schować co dobre w sercu. Ok czas na sen, więc spokojnej nocy wszystkim

poniedziałek, 18 marca 2013

Relacja


Nie pisałam jak widzę 4 dni. To przez to tempo pracy. Za duże sobie narzuciłam tempo. Aż trzeba było okłady na nadgarstki robić. Wyłazi czasami ze mnie pracoholik. Ale to przez to, że czasu nie czuję. Jak się rozpędzę, to tak wchodzę w to co tworzę, że świata nie widzę. Najgorzej jak spać pójdzie cały dom. Wtedy nic mnie z tego nie wybija... chyba, że chłód stóp. Ale faktycznie dobrze mi się ostatnio szyje. Z tą taką wielką duchową radością. Wiosna przyjść nie chce, więc trzeba jakoś sobie radzić. Ale wiem już, że choć w duchu czuję się, że jestem mega mocna, to jednak siły są bardzo określone. Brak mi cierpliwości chyba. Tak bardzo bym chciała, żeby leczenie dawało efekt 100% powrotu do zdrowia. A tu wygląda na to, że będzie dobrze i z owym dobrze trzeba mi się pogodzić. Schudłam 2,5 kg. Widać po sadełku i buzi, że waga leci. Myślę, że do wakacji choć wagę opanuję. Mąż zleciał 10kg. Szok normalnie. A tak się śmiał, jak mówiła, że jak ktoś słodzi 3 łyżeczki to tyje. Teraz sam pilnuje co je, prawie nie słodzi. No mówię Wam, aż samą mnie podwójnie motywuje do działania. Toż nie mogę być gorsza, prawda? Poza tym czekam już na święta. Jakoś tak wyjątkowo. A jutro Tomek ma wymienianą rurkę w brzuchu na nową. I tak długo wytrzymała. Ważne, że był tez u optometrystki i z oczami lepiej pod tym względem, że stan zapalny się goi. Wada idzie dalej w kierunku stożka rogówki, ale pomału na szczęście. Zatem trzeba się cieszyć. Ślę Wam moc uścisków.

czwartek, 14 marca 2013

Pokora rzecz dobra

 
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała i wczoraj pełna animuszu poszłam na spacer z Agą. Tylko na pobliski ryneczek. Całe dwa bloki wzdłuż. Po schodach zaiwaniałam jakby mi kto skrzydła dał. I wszystko wyglądało na cycuś glancuś na jakąś odległość jednego bloku. Potem nagle życie zweryfikowało wszystko. Noga lewa poddała się i potem to już sobie szłam jak przez ostatni rok, a la koń kuleje.... No żeś!!! Myślałam, że jest cud malina, a tu dolina. Ale nic to. Nie zamierzam się poddawać. Mówią, że za tydzień wiosna będzie. Trzeba próbować. Powoli. Bez jak widać pośpiechu. No nie przeskoczę sama siebie niestety. Kolejna lekcja pokory zaliczona. Jak to pokazuje nasz nowy Papież Franciszek ... z pokorą do życia, ale z uśmiechem do przodu podążać nam trzeba. Zatem za tydzień kolejne wodowanie ;D moich 4 liter na pobliskich chodnikach. Może tym razem wyruszę w dłuższy rejs :) A teraz jak na żuczka przystało .... długi zieeeew i "bobranoc" żuczki na noc.
 

wtorek, 12 marca 2013

Pociąg do życia



Może i śnieg za oknem, ale ja mam ewidentny pociąg do życia. Waga ciała spada. Rower widać świetnie się sprawdza, bo widzę nawet po moich brzuszku. Ale co ważniejsze nogi widzę jak wracają do siły. Leki wzmocniły też nieźle płuca i oskrzela. Wreszcie nie kaszlę!!! A trwało to prawie 4 miesiące, więc wierzcie można było mieć tego dość. Widać, że kuracja wstrząsowa wymyślona przez panią doktor stawia mnie w pionie i to zamaszyście. Powiem Wam na ucho, że w niedzielę mąż mi obiecał spacer bez kuli ... tzn z jego asekuracją, ale wierzę, że podołam, bo tak silnych nóg nie pamiętam od ponad roku. Może to właśnie to sprawia, że mam jeszcze więcej siły do tworzenia, działania. Wiara, że można, że tylko trzeba mocno zawziąć się na to życie. Wiecie w takich momentach życia mąż się śmieje, że mnie to żadna siła ... Hihi ale on już wie, że tak nie jest. Jednak właśnie moim bliskim znowu udowadniam, że można walczyć o siebie każdego dnia. Jeszcze długie leczenie przede mną, potem utrzymanie stanu, uważanie na wszystkie grypska świata, ale mocno wierzę, że najgorsze po ostatnim rzucie za mną. Tym to optymistycznym podejściem mówię Wam dobranoc....

poniedziałek, 11 marca 2013

Zmęczenie twórcze


Brak sił na pisanie, ale z pozytywnego, twórczego zmęczenia. Czas nie wiem kiedy mija. Nie wiem, co jest, co będzie, ale wiem, że jak się człowiek mocno zepnie w sobie to może wszelkie granice łamać. Jak już tego dokonam to napiszę, a teraz padam ... ale jeszcze tylko kilka dni takich, a potem będzie już bez takiego szaleństwa. Tak to jest jak się wpadnie w wir tworzenia. Końca nie widać... tylko watoliny zaczyna brakować :) Uściski nocą

sobota, 9 marca 2013

Szukanie dziury w dziurze

 
Wiem. Wczoraj mnie nie było. Zapomniałam napisać. Ach kochane dziury w głowie. Ogólnie wróciła zima, więc i ja mam zwolnione obroty, ale działam, bo myślę, że wywoływanie wiosny jest lepsze niż czekanie aż puszczą lody.
Poza tym dziś śmiało mogę powiedzieć, że za dużo wśród lekarzy dr House'ów.  Z godzinę temu rozmawiałam z panią, u dziecka której lekarze podejrzewają chorobę taką jak ma Tomek. Pogadałyśmy i nie wiem skąd wpadli tam w ogóle na tak szalony pomysł. Dziecko nie ma objawów żadnych w kierunku ZED. Owszem ma zaburzenia mięśniowe. Jeszcze do tego lekarz orzekł, że to typ 6 ... no gratuluję pomysłu. Od pewnego czasu mam wrażenie, że jak czegoś nie potrafią zdiagnozować to idą w kierunku choroby naszego syna. Tylko przecież to bzdura. To jak stwierdzenie - dajmy takie rozpoznanie, bo i tak nikt nie wie za wiele o tej chorobie. Ręce opadają. Wiecie niestety to potwierdza zasadę - rodzic prędzej znajdzie diagnozę niż lekarze. Bo rodzicom chce się przeszukiwać najróżniejsze przypadki na świecie. Bo rodzic nie chce półśrodka. Chce poznać przyczynę choroby dziecka. Bo jak ją zna - wie jak z tym walczyć.

czwartek, 7 marca 2013

Fuj i tyle

 
Dziś dzień do wykreślenia.... dziura goni dziurę. Rower zaliczony, ale ogólnie pogoda fuj i ja fuj.
No bywa...

środa, 6 marca 2013

Zaczynam bój o siebie

 
Kiedyś wyczytałam, że SM to choroba duszy, która uderza w ciało. Już nie raz stawiałam siebie na nogi. Dziś rano obudziłam się - pierwszy raz dziwnie wyspana, od nie wiem kiedy i z marszu postawiłam sobie wyzwanie. Bo czemu nie? Krótkie jest. Przestrzegać diety, którą dla mnie zrobiono. Do tego codziennie jeździć na rowerze rehabilitacyjnym. Nie, żebym zaraz szalała. Pomału. Kroczek po kroczku. Zaczęłam od sesji 10 minutowych. Tak codziennie przez tydzień. Potem zwiększę czas i dołączę brzuszki i inne ćwiczenia. Przecież musi być na tą wredną kulę sposób!!! Nie mogę rezygnować w życiu ze wszystkiego, a choroba tak właśnie ze mną czyni. Zawsze byłam energiczną osóbką. Nawet jak tyłam w ciąży to traciłam szybko wagę. Ale zawsze dzięki ćwiczeniom. Teraz odkąd choroba mnie rzuciła na kolana wszystko upadło. Doszły sterydy. Przytyłam 12 kg. Obłęd jakiś. Moja dusza to widzi i się złości. Zatem ... od dziś ogłaszam sezon na walkę z SM za otwarty. Muszę to zrobić z głową. Wiem, że nic na siłę, że tylko metoda małych kroczków. Dam radę. Wierzę w to. Toż w życiu trzeba w coś wierzyć, prawda? Kiedyś przyjaciółka mi powiedziała, że jestem pierwszą osobą w jej życiu, która umie podążać do celu z wielką determinacją. I tak chyba jest. Jak to dobrze napisano o mnie w artykule... "jak żołnierz na froncie". Walka to norma. Zbyt mocno się poddałam. Tak. Dziś właśnie doszłam do wniosku, że sama pierwszy raz w życiu pogodziłam się za szybko z faktem, że kula u nogi może rządzić moim życiem. To ja jestem panią swojego losu. Czas zacząć walkę o siebie i dla siebie. Hihihihi ot dziś wpis bojowy :)
 
Ps. Fotka z lata 2005. Na plaży grałam z dziećmi w nogę. :)

wtorek, 5 marca 2013

Uparta jak bielinek na plaży


              I jak Wam minął ten piekny dzionek? U nas klara tak dawała po oknach, że nasze koty i pies wylegiwały się wśród zabawek, które powstawały. Czasami któraś okiem rzuciła, czy się oby nie lenię, więc udawałam mrówkę, która dzielnie dziubie. Dziś dzień był pod znakiem przemyśleń.
              Rano zgubiłam się kim jestem. Leżałam w łóżku i zastanawiałam się, co to za miejsce. Cudny stan ducha. Słońce dało mi pierwszego buziaka. Potem pies dał kolejnego.
             Byłam w szkole na pogadance z wychowawcą Agi. Oczywiście usłyszałam, że jest super, że rośnie mi mały polityk, no chyba, że się dyplomacji nauczy to może .... ale ona jak mama, co z duszy to jęzorze, więc ostatnio trochę rządzi klasą. Pan się śmiał, że nie mam jej zmieniać. To mu powiedziałam, że najpierw niech mi pokaże jak to się robi. To chyba najmniej reformowalne z naszych dzieci :D Trochę jak ten motyl z fotki. To nic, że plaża, uparł się i opalał bielinek - szaleniec. Dowiedziałam się też, jak ciężko Aga znosi moje cięższe dni. Dobry Duszek smutnieje mi. Ale oni tak mają, jak ja gasnę, cały nasz świat ucicha. Muszę być na to czujna. Nie chcę, żeby było im ciężko na duszy.
               Poza tym zaproszono mnie na kiermasz - świetny - ale mam za mało towaru. Zima była zbyt dla nas ciężka, więc dopiero teraz coś tam więcej zaczęłam tworzyć. Może na zimę też o mnie pomyślą. Trzeba być wszak dobrej myśli. Tym razem zwyczajnie nie dam rady.
              W sobotę trzymajcie za mnie kciuki - ma przyjechać do mnie pewien pan, który będzie mi pomagał w otwarciu spółdzielni socjalnej. Mam nadzieję, że dobrze to wszystko wymyśliłam. Po prostu zawzięłam się. Nikt mnie nie zatrudni, bo po co komu baba z dziurą w głowie i kulą u nogi. A tak może i nie tylko ja będę miała co robić Trzeba spróbować. Jest nas mała paczka. Może ludzi poderwę do działania, a osiedle zyska punkt, w którym będzie wszystko z sercem tworzone. Zobaczymy. Jestem pełna wiary.
              Dostaję też wiele listów po artykule w prasie. To niezwykłe, że jeden wpis w gazecie może tak inspirować innych. Powstał mały ruch społeczny. Ludzie się budzą na wiosnę. I to jest genialne!!! Bo trzeba w końcu zrobić pierwszy krok. Sama nie wiem czy mi się uda, ale uważam, że lepiej spróbować i coś zadziałać, niż czekać aż mi po braku renty ogłoszą, że emerytury też nie dostanę. Życie jest zbyt krótkie na biadolenie. Ok. Czas na sen, bo jak się rozpędzę to jak wczoraj mogę zastnąć po 2giej. Pioruńskie sterydy ...

poniedziałek, 4 marca 2013

Cicho szaaa



Utłukłam dziś pierwszą muchę. No niedobra jestem niesłychanie. Zamiast się cieszyć, że taka mała biedulka przetrzymała zimę, to ją ubiłam. Normalnie mam poczucie złego uczynku. Pewnie to właśnie owa wina wywołała popołudniowy zjazd. Czułam się, jakby coś we mnie zdechło. A rano było tak cudnie. Spacer z psem w słońcu. Świat pachnąć wiosną zaczyna. W ogródku sprawdziłam pod blokiem brak jeszcze krokusów - coś czuję, że dałam ciała i za głęboko je zakopałam. A może zwyczajnie trzeba poczekać. Zobaczymy. Ważne, że słonko doszło do moich piegów. Śmiałam się do Tomka, że mogłabym śmigać jak nówka - cewka nowa mama bez kuli, ale gdy doszłam do parku to para buch, a nogi stoją ... jednak pomału wróciliśmy. Schody oczywiście były za długie o jakieś dwa piętra. I tak jest poprawa. Ostatnio zdychałam na parterze. Piszecie, że nie wiecie co mi odpisywać. Hihi prawdę mówiąc chyba nie oczekuję, że będziecie. Jak Wam dobrze przed snem poczytać, co tam pewna kobieta z dziurą w głowie przeżyła - to już dla mnie wielka radość. Kochani nie martwcie się mną. Jak macie potrzebę to piszcie, co ciekawego przeżyliście, albo co Was spotkało danego dnia. Wszak możemy się wymieniać informacjami ze świata. Dziś ogólnie dzień zaliczam do połowy dobry. No cóż nie zawsze może być bajka.
O .... dziś znowu wygrzebałam coś z przeszłości :
"...między ciii a szaaa
myśl sobie szła
myśl dość gorąca
podobna do słońca
myśl całkiem tajemna
myślowo ujemna
bądź może dodatnia
myśl raczej przyjemna
i też nie ostatnia
myśl w ciszy schowana
myśl całkiem kochana 
jak dobrze mieć w ciszy
partnera dla myśli..."
Dobranoc wszystkim :)

niedziela, 3 marca 2013

Ufilcowana

 
             Zajrzałam przed chwilą do statystyk bloga i uśmiechnęłam się jak mój pies na zdjęciu, bo okazuje się, że zajrzało tu aż 7 osób z Emiratów Arabskich. Hihihi dobre!!! Ciekawe, kto aż tak pobłądził, że zawitał na tym blogu i jakim śladem podążał, że Go tu przyniosło. Dziś nie było u mnie tyle słońca, co wczoraj, więc pracowałam odpoczywając bardziej, żeby nie stwierdzić, że się niedzielnie leniłam.
             Przeszukałam skarbince domowych pieleszy i okazało się, że mam naszyte tony różności. Część z nich jest już powypychana. Tylko w całości łączyć trzeba. Ale myślę, że powoli doczekają się swojego czasu. Połamałam całkiem igły do filcowania - jedną z nich chciałam nawet ufilcować paluch u lewej dłoni - widocznie jestem mega zdolną. Ale cóż tej techniki nadal się uczę, a że nie zawsze mam synchron między okiem a dłonią, to czasami muszę upuścić pięc kropel na krzyż. Babcia mawiała, że "będzie się podobać." Cóż jeśli taka ma być cena podobania wyrobu to ja dziękuję. Ufilcowany paluch pulsuje. Drań jeden - nie miał, gdzie włazić.
             Właśnie... muszę futro psa ufilcować. Nasza Kasumi ma boskie futerko, ale na wiosnę to kupa puchu, który się unosi dosłownie wszędzie. W dotyku przypomina trochę filc. Ciekawe czy dałoby się to co wyczeszę ufilcować ;D Muszę pokombinować. Tylko najpierw muszę kupić nowe igły. Mówią, że we wtorek ma być już 10 stopni ... będę normalnie w wiosennym raju. Już się nie mogę doczekać. A jutro pierwszy raz od wielu dni idę na spacer z psem. Zobaczymy na ile steryd dodaje sił. Jakbym się wywaliła, śmiałam się do syna, że w razie W matkę za włosy i do domu ;D Mam już dłuższe niż na tej fotce, więc nie powinno być ciężko się zaczepić :) Dam Wam znać jak nam poszło.

sobota, 2 marca 2013

Podwójne myśli



Miał być długi post, ale jak zwykle rozszedł się w szwach. Myśli składam dziś niedokłade, więc odpuszczam sobie wspomnienia. Wiem, że sporo poszyłam, ale jakoś dzień nie zapisał się na mym twardym dysku, więc cóż... pal to licho. Za to wygrzebałam w moich przepastnych przestrzeniach, coś co kiedyś napisałam. Może i Wam się spodoba. Taki inny kawałek mnie. Przy okazji zostanie tu dla pamięci.

Człowiek nie jest istotą samotną…jesteśmy przecież podwójnie szczęśliwi. Rano wstajemy na dwie zaspane stopy. W kolanach też podwójnych czujemy zmęczenie dnia. Dłonie – jedna bez drugiej żyć dosłownie nie może, bo jakże tu jeść kanapkę i nie trzymać w tym samym czasie kubka z kawą. Świat widziany jednym okiem byłby dla nas krzywym zwierciadłem, a tak mamy i tu pełnię, równowagę. Podziwiamy świat dwuocznie i ciągle się dziwimy…i w kółko mówimy o samotności…bywa, że nawet we dwoje czujemy się osamotnieni. Dlaczego będąc dwukrotnie powielonym człowiek nie potrafi być podwójnie szczęśliwym? Może dlatego, że pomimo dwójki uszu nie potrafimy cokolwiek usłyszeć?
                         Patrzę na moje dwie bezwstydnie bose stopy…ciekawe, gdzie mnie dziś poniosą. Mam obie dłonie wyciagnięte ku światu. Wszak trzeba być gotowym na wszystko…na szczęście także.

Nocna cisza



Noc, czas bogów. Świat złożony w pieleszach snu. Mój dom już też przykłada głowę do poduszki. Czas najwyższy. Palce bolą od szycia, bo poniosła mnie energia sterydowa. Ale ważne, że dzień minął, a jutro - tzn już dziś - obudzę się, a na półce będą się uśmiechać nowości dla świata, które dziś stworzyłam. Lubię czuć zmęczenie twórcze. Daje mi poczucie, że dzień był pełen słońca. A faktycznie dziś tak było. Gdy się mieszka na 3 piętrze to się przeklina schody, ale błogosławi słońce nad dachami, latające ptaki, które kłócą się o uplowany kęs. Dziś słońce tańczyło po mieszkaniu. Koty szukały co cieplejszych miejsc na zmianę z psem, który też chciał rozgrzać futro. To był piękny dzień. Oby ich było coraz więcej. Nie ważne, że paluch opuchł od igły. Cudnie, że zmęczenie, które czuję ma kolorowy posmak. Zatem dobranoc, a może i dzień dobry ... bo nie wiem, kiedy do mnie zajrzycie.